EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem

Sprawozdanie z przebiegu konferencji Pamięć-tożsamość-własność. Niemieckie, żydowskie i ukraińskie dziedzictwo kulturowe w Polsce po 1945 r.

W dniach 23.- 25.09.2021 odbyła się w Puszczykowie konferencja Pamięć-tożsamość-własność. Niemieckie, żydowskie i ukraińskie dziedzictwo kulturowe w Polsce po 1945 r. Jej organizatorami byli Isabel Röskau-Rydel, Instytut Neofilologii – Filologia Germańska, Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie / Centrum Polsko-Niemieckie w Krakowie oraz Olgierd Kiec, Instytut Nauk o Polityce i Administracji, Uniwersytet Zielonogórski, Zielona Góra. Szacowni organizatorzy są członkami Komisji Historii Niemców w Polsce (Die Kommission für die Geschichte der Deutschen in Polen), która powstała w Marburgu w 1950 r. jako „Komisja Historyczno-Regionalna ds. Poznania i niemieckości w Polsce”. Jej korzenie sięgają „Towarzystwa Historycznego Prowincji Poznańskiej” założonego w 1885 roku. Od 1993 roku jest stowarzyszeniem z około 70 członkami z Niemiec, Austrii, Polski i USA. Obszarami działania komisji są badania historyczne, kulturowe i regionalne, dotyczące historycznie niemieckich grup ludności, zwłaszcza na obszarze dawnej prowincji poznańskiej (Netzedistrikt i Wielkopolska), w centralnej Polsce, Galicji i Wołyniu. Interesuje się również mniejszością niemiecką w Polsce w okresie międzywojennym i nową mniejszością niemiecką po 1945 r. Bada stosunki polsko-niemieckie w dziedzinie kultury i polityki.

Pojemne hasło konferencji, które zrodziło się z dyskusji toczącej się wśród członków Komisji, pozwoliło na zaproszenie prelegentów z wielu obszarów, zarówno w sensie geograficznym, jak i kulturowym. W sprawozdaniu omówione zostaną wystąpienia dotyczące spuścizny ewangelickiej, albowiem jest to temat którym zajmuje się autorka niniejszego tekstu. Nie oznacza to jednak, że pozostałe referaty były mniej istotne. Z ogromnym zainteresowaniem spotkały się wystąpienia dotyczące dziedzictwa żydowskiego, o którym mówili: Krystyna Radziszewska (Zakład Niemcoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim), której referat dotyczył literatury żydowskiej okresu II wojny światowej, Dariusz Dekiert (Zakład Niemcoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim), którego wystąpienie dotyczyło związków żywych z umarłymi w kulturze żydowskiej, Magdalena Abraham – Diefenbach (Europa-Universität Viadrina Frankfurt (Oder), opowiadająca o projekcie inwentaryzacji cmentarzy żydowskich na terenie obejmującym historyczną Branderburgię oraz Marek Bochniarz (Instytut Filmu, Mediów i Sztuk Audiowizualnych UAM Poznań, wiceprezes stowarzyszenia "Miasteczko Poznań") przedstawiający problemy, z jakimi spotyka się żydowskie dziedzictwie w Poznaniu.

Michał P. Wiśniewski, prezes stowarzyszenia Lapidaria. Zapomniane cmentarze Pomorza i Kujaw swoje wystąpienie zatytułował „Trudne dziedzictwo sepulkralne województwa kujawsko – pomorskiego: stan zachowania i działania ratunkowe”. Omówił w nim główne płaszczyzny działania swojego stowarzyszenia, którymi są dokumentacja znikających cmentarzy, porządkowanie ich oraz szeroko pojęta edukacja. Wiśniewski przedstawił w liczbach cmentarze protestanckie, które udało się stowarzyszeniu do tej pory zlokalizować i zinwentaryzować, przebadał strukturę ich własności, wykazując, że 51% należy do gmin, zaś 26% do Skarbu Państwa, z czego 12% pozostaje w trwałym zarządzie Lasów Państwowych. Ciekawostką jest, że 3% badanych cmentarzy jest w posiadaniu osób prywatnych. 7% to własność kościelnych osób prawnych, z czego około 15 to własność współcześnie funkcjonującego kościoła ewangelicko - augsburskiego. Reszta należy do parafii katolickich, które często przejmując dawny kościół ewangelicki, przejmowały także cmentarze przypisane tej parafii. Cześć z nich była całkowicie zamieniana na katolickie, a inne ulegały zapomnieniu i dewastacji. W swoim wystąpieniu prezes Lapidariów przedstawił stan ochrony prawnej cmentarzy, który wydaje się być niewystarczający, albowiem wbrew ustawie o ochronie zabytków aż 24% miejsc pochówków nie chroni żadna z proponowanych regulacji (nie mają wpisu do rejestru zabytków, ani do ewidencji zabytków). W rejestrze zabytków, dającym największą ochronę, znalazło się 11 z 1 158 cmentarzy w omawianym regionie. W dalszych rozważaniach Wiśniewski omówił obecny stan cmentarzy na terenie województwa kujawsko – pomorskiego. W przypadku 8% z przebadanych 357 cmentarzy mamy do czynienia z likwidacją całkowitą, związaną z usunięciem naziemnych symboli cmentarnych i zmianą funkcji terenu lub likwidacją bez zmiany funkcji, gdy przestrzeń cmentarza nadal istniej, lecz bez nagrobków. Te sytuacje w zasadzie są nieodwracalne, w przeciwieństwie do 60 % zdewastowanych miejsc pochówku, które mogłyby zostać poddane działaniom porządkowo – remontowym. Te przeprowadzono na 12% nekropolii, a jeśli dodać do tego miejsca, gdzie przynajmniej uporządkowano zieleń, otrzymamy całkiem sporo, bo 22% z przebadanej liczby cmentarzy. Według Wiśniewskiego problemami, jakie pojawiają się w ratowaniu cmentarzy są: oddolność inicjatyw, jednorazowość akcji, brak standaryzacji działań oraz brak skutecznej ochrony prawnej.

Kontynuacją tematyki ewangelickich cmentarzy było wystąpienie Andrzeja Stachowiaka, etnologa z Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku. Jego referat zatytułowany „Losy „poniemieckiego” (niemieckiego dziedzictwa kulturowego) na ziemi sławieńskiej po 1945 roku w perspektywie antropologicznej” korespondował interesująco z wypowiedzią Wiśniewskiego. Wspominając literackie inspiracje, jakimi były dla niego książki Kuszyk, Grzebałkowskiej i Zawiłej, snuł opowieść o powojennych losach Pomorza, zasiedlanego nowymi osadnikami. Pozostawienie po wojnie niemieckiego „bagażu kulturowego” musiało skutkować pojawieniem się reakcji nowo przybyłej społeczności, mającej na celu jego zawłaszczenie, czasami – zniszczenie. Cmentarze to swoiste znaki legitymujące prawo własności danej społeczności do terytorium. Stachowiak pokazał, jak na przestrzeni lat zmieniał się stosunek nowych mieszkańców do pozostałych na tych ziemiach cmentarzy ewangelickich. Prelegent nazwał powojenne dzieje niemieckich nekropolii Ziem Zachodnich metaforycznie:1) cmentarz jako przestrzeń obcości (lata 1945 - 1950); 2) cmentarz jako tajemniczy ogród (lata 50., 60. i 70. XX wieku); 3) cmentarz jako „plac budowy” (lata 80. XX wieku); 4) cmentarz jako miejsce (nie)pamięci (okres rozpoczęty w latach 90. XX wieku i trwający do dziś). O ile z pierwszymi trzema metaforami łatwo było się słuchającym zgodzić, o tyle ta ostatnia – miejsca (nie)pamięci – spotkała się z prośbą o uściślenie. Stachowiak wyjaśnił, że cmentarze ewangelickie/niemieckie jawią się jako miejsca niepamięci, gdyż przerwana została w sposób dramatyczny i bezpowrotny autentyczna, funkcjonująca na co dzień kultura pamięci. Dziś w kontekście tych opuszczonych cmentarzy można mówić jedynie o upamiętnieniu, a nie o żywej pamięci. Pamięć została przerwana, wymazana, skonfiskowana, tak jak całe dziedzictwo niematerialne ludności niemieckiej, zamieszkującej przed wojną ziemie zachodniej i północnej Polski. Można ją dziś już tylko rekonstruować.

Przy cmentarzach ewangelickich, traktując je jako bazę służącą szerzej pojmowanemu pojęciu ratowania pamięci, pozostała następna prelegentka. Hanna Szurczak, współprowadząca stronę Wiejskie cmentarze ewangelickie województwa łódzkiego, przedstawiła w krótkim zarysie pracę strony internetowej, omawiając przyświecające jej cele. Wspomniała, że w ciągu 6 lat istnienia działu „Ratując pamięć” objął on zasięgiem całą Polskę, a pojmowanie tytułowego pojęcia stopniowo się poszerzało. Wskazała kilkanaście rodzajów działań, które mogą służyć edukowaniu społeczności lokalnych oraz angażowaniu ich w aktywności skutkujące zachowaniem pamięci o dawnych mieszkańcach, których historia i polityka pozbawiły dziedzictwa. Wymieniła działania służące inwentaryzacji i dokumentowaniu stanu zastanego (inwentaryzacja opisowa i fotograficzna, filmowanie nekropolii), łączenie historii z turystyką (blogi tematyczne, rajdy rowerowe szlakami historycznymi, mapy, przewodniki, ścieżki edukacyjne), zabawy terenowe (questy, geocaching), literaturę (lokalne wydawnictwa historyczne, prace naukowe, literatura wspomnieniowa, dziennikarstwo), by dotrzeć do relacji z prac porządkowych, prowadzonych na cmentarzach. Szurczak wskazała również, że prostą konsekwencją tych ostatnich staje się potrzeba poszerzania wiedzy o ludziach, których groby są przez wolontariuszy porządkowane, a dzieje się to na drodze badań genealogicznych. Podkreśliła też, że badania genealogiczne są płaszczyzną, na której dochodzi do kontaktów ze stroną niemiecką, co owocuje zawieraniem sojuszy nakierowanych na obejmowanie wspólną opieką nekropolii ewangelickich. W drugiej części swojego wystąpienia prelegentka nakreśliła portret ratowników, jak nazwała wolontariuszy pracujących na ewangelickich cmentarzach. Przedstawiła różne scenariusze podejmowania działań, podkreślając jednak, że łączy je to, że na początku zawsze stoi człowiek, jeden człowiek, który jest nieobojętny. Swoje wystąpienie Szurczak zakończyła złożeniem hołdu wielkim nazwiskom, związanym z ratowaniem pamięci – ikonom ruchu, jak je nazwała. Są to Szymon Modrzejewski, Michał Wiśniewski, Angelika Babula, Marek Łuczak i młodziutki Piotr Marczenia.

W tematyce cmentarzy ewangelickich pozostał w swoim wystąpieniu Andrzej Baum, z pochodzenia Olender, ewangelik z Bielska, wolontariusz opiekujący się wraz z innymi osobami Starym Cmentarzem w Bielsku. Wystąpienie, które zatytułował „Dziedzictwo niemiecko-austriackie w Bielsku (Bielitz) na przykładzie starego cmentarza ewangelickiego” rozpoczął od krótkiej opowieści o historii Bielska, wielokulturowej miejscowości, której początki sięgają XIV wieku. Położone na Śląsku Cieszyńskim należało do królestwa Czech, z którym w XVI wieku przeszło pod władanie austriackich Habsburgów. Na przeciwległym brzegu rzeki Biała w tymże XVI wieku powstała Biała, która w XVIII wieku znalazła się pod zaborem austriackim. Oba miasta pozostawały do 1918 roku w granicach wielonarodowościowej monarchii naddunajskiej, przekształconej najpierw w Cesarstwo Austriackie, a później w Austro-Węgry. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości miasta zaczęły się „zrastać”. Bielsko i Biała wraz z najbliższą okolicą od wieków zamieszkiwane były przez Niemców i Polaków, od czasów Reformacji podzielonych na katolików i ewangelików, do których w XVIII wieku dołączyli Żydzi. Tuż przed I wojną światową językiem niemieckim posługiwało się 88% stałych mieszkańców Bielska oraz 69% mieszkańców Białej. Bielsko należało do najważniejszych ośrodków protestantyzmu w katolickiej Austrii, zaś Biała do początku XVIII wieku była w pełni luterańska. II wojna światowa przyniosła kres wielonarodowego i religijnie zróżnicowanego miasta. Podczas okupacji hitlerowskiej wywiezieni zostali do obozów zagłady Żydzi, a w latach 1945-1946 wypędzono z miasta Niemców. Dowodem na wielokulturowość i świetność miasta pozostał cmentarz, założony w 1833 roku (zwany „Starym” w odróżnienia od założonego w 1911 roku Cmentarza Nowego). Służył on społeczności Bielska do końca II wojny światowej. Po roku 1945 cmentarz był regularnie niszczony, a nowe władze domagały się usunięcia niemieckojęzycznych nagrobków. Potomkowie pochowanych na cmentarzu osób, aby uratować nagrobki musieli je zdewastować, np. poprzez zamalowanie farbą albo skucie starych napisów. Z czasem cmentarz popadał w zapomnienie, zarastał gęstwiną, aż zyskał nazwę „bielskiej Amazonii”. Nieczynny od ponad 70 lat stanowi dziś enklawę dzikiej przyrody w centrum miasta. Rosną tam pomnikowe drzewa, nagrobki, mury i cmentarne alejki obrośnięte są licznymi gatunkami roślin, a wśród zieleni kryją się ptaki i małe zwierzęta. W tych nieprzebytych ostępach spoczywa historia miasta, którą wolontariusze próbują przywrócić obecnym mieszkańcom Bielska. Przypomnieć wielkie niegdyś nazwiska: burmistrzów Karola Ferdynanda Sennewaldta, Moritza Scholza i Henryka Hofmanna, zasłużonych pastorów Józefa Schimko, Karla Samuela Schneidera, Martina Modla i Teodora Haase'go, przemysłowców Gustawa Josephyiego, Gustawa Förstera i Hermana Schneidera, botanika Ferdynanda Schura, czy wreszcie działaczy społecznych, jak Theodor Sixt, filantrop, przemysłowiec i finansista. Baum przedstawiając uratowane do tej pory groby więcej mówił o spoczywających w nich ludziach niż o tych, którzy tę heroiczną pracę wykonują. Usłyszeliśmy, że miasto odnowiło nagrobek Sixta oraz bramę główną, domyślać się więc należy, że reszta to już działania wolontariuszy. Dla prelegenta jednak najistotniejsze było uratowane przez nich piękno i na nim się skupił.

Niemieckiej spuściźnie, budzącej wciąż żywe emocje, poświęcony był referat Bernarda Linka, historyka, pracownika naukowego Instytutu Śląskiego w Opolu, wieloletniego redaktora naczelnego półrocznika „Studia Śląskie”. Referat nosił tytuł „Upamiętnienie poległych w I i II wojnie światowej na Górnym Śląsku. Geneza – konflikty – stan obecny.” Linek podjął próbę pokazaniu trudów i emocji związanych z debatą „większość-mniejszość” w tak bolesnym temacie, jak upamiętnienie poległych w II wojnie światowej Niemców/ojców-braci-krewnych. Upamiętnienia poległych podczas I wojny światowej zlokalizowane na terenie Śląska należą do tzw. trudnego dziedzictwa. Pojęcie to zwraca uwagę na fakt, że dziedzictwo kulturowe może być źródłem konfliktów, jeśli tworzące go obiekty, miejsca i krajobrazy mają dla różnych odbiorców (grup społecznych) różne, często przeciwstawne znaczenie. Idea upamiętnień symbolicznych na Śląsku stała się popularna po tzw. wojnach zjednoczeniowych toczonych z Danią (1864) Austrią (1866) i przede wszystkim Francją (1870-1871) poza granicami Prus i Niemiec. Na ogromną skalę takie miejsca pamięci pojawiły się po I wojnie światowej w latach 20. i 30. XX wieku. Upamiętnienia śląskie to najczęściej inskrypcje informujące o przeznaczeniu pomnika poległych, listy nazwisk, przeważnie z datą śmierci bądź wiekiem poległych, a także alegorie nawiązujące głównie do symboliki sepulkralnej, militarnej oraz etosu rycerskiego. I tu zaczyna się problem. Do motywów militarnych bowiem należy, niewątpliwie najczęściej spotykany na badanych obiektach, Krzyż Żelazny – najwyższe niemieckie odznaczenie wojskowe. Towarzyszyć mu mogą wieńce laurowe, liście dębu oraz żołnierski hełm. W II połowie lat 40, tuż po zakończeniu II wojny światowej, w trakcie ustalania nowych granic i wymiany mieszkańców rozpoczęło się niszczenie upamiętnień poległych podczas I wojny światowej żołnierzy niemieckich. Część z nich została przewrócona, inne pozostawiono uszkodzone, np. poprzez skucie napisów i symboli, jeszcze inne przekształcono w pomniki polskie. Niektóre zostały zapomniane, mimo, że materialnie istniały – zdekompletowane czy nawet nienaruszone zarosły krzakami, bluszczem, trawą. Na Śląsku Opolskim część została rozebrana i ukryta (te ponownie postawiono w latach 90.). Część przetrwała w tym opuszczeniu w stanie prawie nienaruszonym. Po 1989 roku nastąpił wzrost zainteresowania tzw. denkmalami, nie tylko wśród zawiązujących się coraz chętniej i jawniej kół mniejszości niemieckiej. Pomniki pierwszowojenne remontowano, odnawiano, przywracano na dawne miejsca. Zapewne nie byłoby to niczym spornym, gdyby nie fakt, że zaczęto do nich dołączać tablice upamiętniające poległych podczas II wojny światowej żołnierzy niemieckich – mieszkańców miejscowości, w których istniały upamiętnienia z międzywojnia. Osoby podejmujące takie działania nie zdawały sobie do końca sprawy z reakcji na kontekst tekstów i symboliki upamiętnień I-wojennych. Świadczy to o życiu grupy mniejszościowej we własnej pamięci, odrębnej nawet od niemieckiej. I o problemie, którego nie da się łatwo rozwiązać, gdyż wystawiający pomniki eksponowali, że ich krewni nie mają żadnych grobów, a powołując ich do Wehrmachtu nikt ich nie pytał o poglądy. I tak zderzyły się dwa spojrzenia. Polskim programem minimum było ustalenie Komitetu Negocjacyjnego z maja 1993 roku, złożonego z reprezentantów wojewody i mniejszości, które dotyczyło tylko upamiętnień łącznych albo II-wojennych: symbolika chrześcijańska i żadnej gloryfikacji czynów oraz militaryzmu/hitleryzmu. Wymagano również, by inskrypcjom niemieckim towarzyszyły napisy w języku polskim. Niestety nie spotkało się to z uznaniem żadnej ze stron. Polski program maksimum to uchwała ROPWiM z 25 stycznia 1995: żadnych upamiętnień z II wojny światowej, przy upamiętnieniach I-wojennych informacje w języku polskim. Jednak to tylko uchwała, która prawnie nie jest wiążąca. Pomniki są więc raczej kwestią społeczno-polityczną niż prawną. Kiedy powstawały pierwsze upamiętnienia żołnierzy z II wojny światowej, Kuria Diecezjalna w Opolu wyraźnie zalecała, by umieszczać na nich krzyże chrześcijańskie, bez żadnych dodatkowych znaczeń. I takie rozwiązanie przyjęto. Jednak spór wciąż się tlił, obie strony próbowały przeciągać w swoją stronę. Do tego dołączyli się politycy, oliwy do ognia dolewały też media, szukające sensacji. Dyskusja toczyła się do 2005 r., kiedy to mniejszość otrzymała mocne wsparcie RPO, który wskazał, że pomniki to domena gminy, w razie niezgody na symbolikę czy napis należy wejść na drogę sądową, a nie administracyjną. Dzisiaj mamy stan chwiejnej równowagi. Większość pomników zrealizowała choć częściowo polskie postulaty, ale praktycznie na 70-80% znajdzie się jakieś elementy nie pasujące do ustaleń z 1993 r. No i upamiętnianie okresu 1939 -1945 na tych tablicach może wzbudzić nowy konflikt. O tym problemie usłyszymy zapewne jeszcze nie raz.

Kolejny referat, który omówimy, również dotyczył spuścizny ewangelickiej, a zatytułowany został przez autorkę, bibliotekoznawczynię, dyrektorkę Muzeum Okręgowego w Lesznie Kamilę Szymańską, „Niechciane dziedzictwo luterańskie w Lesznie. Od wyparcia po akceptację”. Tekst został przedstawiony przez Martę Małkus.

Od II polowy XVII wieku większość chrześcijańskich mieszkańców Leszna stanowili niemieckojęzyczni luteranie. Byli silną ekonomicznie i społecznie grupą, która nie asymilowała się, a raczej dominowała w mieście, wyciskając na nim swoje piętno. Po 1945 roku w związku z nową optyką historyczną spuścizna ta stała się bardzo niewygodna. Zaniechano więc utrzymywania miejsc takich jak cmentarze bądź kościoły, świadczących dobitnie o przeszłości miejscowości. Na szczęście bardzo wcześnie pojawili się ludzie, którzy rozumieli konieczność zachowania świadectw wielokulturowości Leszna. Dzięki nim już wiosną 1945 roku powstały plany utworzenia muzeum i rozpoczęło się gromadzenie eksponatów. Tylko dzięki tak szybko podjętym działaniom udało się zinwentaryzować resztki ocalałego archiwum z kościoła św. Krzyża. Zapobieżono także zniszczeniu bogatej biblioteki tegoż kościoła, której zbiory trafiły następnie do Biblioteki Kórnickiej PAN. Dzięki wytrwałości pierwszego dyrektora Muzeum w Lesznie, Wacława Nawrockiego, oraz jego następców, w zasobach placówki znalazła się wspaniała kolekcja dokumentująca dzieje luterańskiej wspólnoty. Niestety przez wiele lat polityka miała silny wpływ na to, jak pisało się o przeszłości Leszna. Autorka w przeglądzie literatury typu historyczno – krajoznawczego (przewodniki, monografie miasta, prace naukowe) dotyczącej Leszna, wskazała na grzechy ich autorów: stosowanie niedopowiedzeń lub surowej krytyki konkretnych wydarzeń czy postaci. Nie dziwi, że w 1947 roku Nawrocki pisał o „potopie niemczyzny”, że w 1952 roku Chowański gloryfikował braci czeskich z ich „socjalistycznymi” ideami, chowając w ich cieniu liczniejszych luteran; że w 1984 Komolka i Sierpowski nadal trzymali się „bezpiecznych” wersji, woląc niedomówienia. Dopiero w latach 00. XXI wieku powoli zaczęto mówić o luterańskiej historii Leszna, nie bez oporów ze strony starszego pokolenia historyków. Według Szymańskiej ważną dla przełamywania bariery milczenia nad luterańskimi osobistościami dawnego Leszna była prezentacja na łamach „Grabonoskich Zapisków Regionalnych” (1998) leszczyńskiego okresu życia i twórczości Johanna Heermanna. Publikacja zainspirowana została wizytą parafian z Erlangen, zwiedzających miejsca związane z poetą na Śląsku i w Lesznie. Za nią poszły inne działania, wyjątkowe w skali kraju, mianowicie polskie przekłady tekstów Heermanna i tekstów dotyczących jego postaci. Nie tylko jednak poeta otworzył współczesnych na przeszłość. Zrobiły to również opracowania zabezpieczonych po wojnie starych druków zgromadzonych w leszczyńskim muzeum. Podjęte badania zaowocowały obecnością tematyki luterańskiego Leszna na konferencjach naukowych, w przestrzeni wystawienniczej muzeum, w publikacjach oraz działalności edukacyjnej. Podsumowując autorka stwierdziła, że obecnie luterańskie dziedzictwo i kilkusetletnia obecność luteranów w Lesznie jest dla mieszkańców i badaczy oczywista, budzi zainteresowanie, prowokuje do stawiania pytań i do dyskusji. Przeszła od wyparcia do akceptacji.

Wspomniana wcześniej Marta Małkus, historyczka sztuki, wieloletnia dyrektorka Muzeum Ziemi Wschowskiej, od grudnia 2019 roku pracownica Muzeum Okręgowego w Lesznie, przyjechała na konferencję z referatem zatytułowanym „Luterański zabytek w królewskim mieście. Dzieje kościoła Żłóbka Chrystusa we Wschowie po 1945 roku”.

Wschowa miastem królewskim? Małkus w kilku słowach przedstawiła wspaniałą historię dzisiejszego miasta powiatowego. Jego rodowód sięga połowy XIII wieku i choć od 1343 roku należało do Królestwa Polskiego, to założenie na prawie magdeburskim i bliskość Śląska sprzyjało obecności kultury niemieckojęzycznej. Sam król Zygmunt August wydał zgodę na używanie języka niemieckiego przez władze miasta. Podczas wojen trzydziestoletnich wzmocnił się jeszcze niemieckojęzyczny charakter miasta i regionu. Kościół Żłóbka Chrystusa był centrum życia religijnego dla wschowian, pełnił również funkcję kościoła ucieczkowego dla Ślązaków. Zgromadzono w nim nie tylko niezbędne wyposażenie liturgiczne, ale świadectwa czasu: portrety duchownych, epitafia darczyńców, tablice pamiątkowe, cenne przedmioty. Przy świątyni funkcjonowała stara kościelna biblioteka, w której zgromadzone były księgozbiory wschowian, w tym najcenniejsza biblioteka Herbergerów. Wraz z końcem wojny parafia ewangelicko-augsburska we Wschowie przestała istnieć. Przez kilka miesięcy 1945 r. Wschowa była przede wszystkim miastem przyfrontowym, zajętym przez Armię Czerwoną. Jej stosunek do historii niemieckiego, jak się mogło wydawać, miasta był jednoznaczny. Zniszczyć. W takiej atmosferze od kwietnia 1945 r. zaczęto tworzyć polską administrację. W maju 1945 r. dotarły do miasta pierwsze transporty mieszkańców z Kresów Wschodnich Polski. Jednocześnie od 20 czerwca 1945 r. rozpoczęła się akcja wysiedlania Niemców z pasa przygranicznego. Kościół Żłóbka Chrystusa i związany z nim Staromiejski Cmentarz Ewangelicki zostały bez gospodarza. Zamknięte ulegały zniszczeniu. Do końca lat 50. XX wieku zabrano ze świątyni organy, ambonę, ołtarz, epitafia i inne elementy wyposażenia. Były to działania władz kościelnych, mające na celu wyposażenie zniszczonych podczas wojny kościołów w Warszawie i Gdańsku. Zbiory kościelnej biblioteki wywieziono ze Wschowy, rozproszone trafiły do Biblioteki Narodowej w Warszawie. Lata 60. XX wieku to okres wzmożonej działalności szabrowników, w wyników której zrabowano portrety pastorów. W 1968 roku na zlecenie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Zielonej Górze założono Karty Ewidencji Obiektów Zabytkowych dla tych obiektów, które jeszcze zostały w świątyni. Lata 70. XX wieku to czas zabezpieczania pozostałych elementów wyposażenia Żłóbka Chrystusa i przenoszenia ich do Muzeum Ziemi Wschowskiej. W lata 80. XX wieku Andrzej Mariusz Wieczorkowski lansował pomysł na to, jak wykorzystać miejsca świadczące o historii Wschowy, nadać im nowy wymiar. Zainspirowany Programem Łańcuckim z 1980 roku postulował przekształcenie miasta w centrum kulturowe i turystyczne. W Żłobku Chrystusa miała być sala koncertowa, a na cmentarzu zaplanowano lapidarium. Dawna kościelna dzwonnica miała być galerią dla Wszechnicy Malarskiej. Rozpoczęły się prace adaptacyjne, jednak działania przerwał stan wojenny. Po 1989 roku ożywiły się kontakty Wschowy ze środowiskiem dawnych mieszkańców. Przyjeżdżający przede wszystkim odwiedzali kościół i cmentarz. Z pewnością miało to wpływ na decyzje o zajęciu się tymi zabytkami. W 1997 r. został założony polsko-niemiecki komitet - Kuratorium „Lapidarium”, którego celem był ratunek dawnego cmentarza ewangelickiego. Inicjatywa założycielska leżała po stronie polskiej. Podobnie jak w przypadku ratowania kościoła Żłóbka Chrystusa – w 2003 r. powstało „Stowarzyszenie ds. Renowacji Zboru Poewangelickiego we Wschowie”. W 2004 roku z inicjatywy burmistrza Wschowy – Krzysztofa Grabki, właścicielem obiektu stała się Gmina Wschowa. Lata 2000 cechował intensywny rozwój współpracy polsko-niemieckiej nastawionej na badanie dziejów i promocję sztuki protestanckiej we Wschowie. Ścisły kontakt stowarzyszenia Czas A.R.T. z Magdaleną Oxfort (Kulturreferentin für Westpreußen, Posener Land, Mittelpolen, Wolhynien und Galizien) zaowocował wieloma wydarzeniami kulturalnymi i naukowymi. Spowodowały one zwiększenie zainteresowania luterańską spuścizną wśród współczesnych wschowian, ale również przywróciły Wschowie znaczące miejsce na mapie kulturalnej i naukowej Polski. W tegorocznej wypowiedzi nowego dyrektora Muzeum Ziemi Wschowskiej Daniela Małeckiego padła deklaracja starania się o udostępnienie dzwonnicy kościelnej i pomieszczenia po dawnej bibliotece przy kościele Żłóbka Chrystusa. Trwają także starania o uzyskanie zgody na wpis do rejestru elementów wyposażenia prezentowanego na stałej wystawie „Soli Deo gloria - protestanckie dziedzictwo ziemi wschowskiej XVI-XVIII wieku”. Należy mieć nadzieję, że wysiłek włożony przez ostanie 10 lat w promocję tego zabytku, jego znaczenia dla dziejów reformacji będzie kontynuowany. Może w przyszłości kościół Żłóbka Chrystusa stanie się obiektem dostępnym, bezpiecznym, w którym zostaną zaprezentowane ocalone z powojennej zawieruchy zabytki.

Szczególny, jeśli chodzi o referaty dotyczące spuścizny po niemieckich ewangelikach, był wykład Isabel Röskau-Rydel (Instytut Neofilologii – Filologia Germańska, Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie). Zatytułowany „Percepcja austriackiego dziedzictwa kulturowego na terenach dawnej Kronlandes Galizien” dotyczył Niemców w Galicji i na Śląsku Cieszyńskim. Referentka ubolewała, że zainteresowanie problematyką jest niewielkie, mało osób podejmuje naukę języka niemieckiego, a archiwa pełne są dokumentów, z których mogliby korzystać naukowcy, badający ten wciąż pełen niedokończonych wątków temat. W zaborze austriackim nie borykano się z problemem germanizacji, ale raczej polonizacji. Niemców w Galicji było niewielu, więcej na Śląsku Cieszyńskim. Parafie ewangelickie funkcjonowały między innymi w Krakowie, Lwowie, Żywcu i Nowym Sączu. W miejscowościach tych czuje się galicyjskie sentymenty, co w zabawny nieco sposób przedstawiła prelegentka, pokazując nazwy restauracji w Krakowie (Restauracja pod Złotą Pipą, którą firmuje portret Franciszka Józefa), reklamy wody z portretem cesarza czy kontynuację tradycji austriackich, co tu dużo mówić, browarów, np. Żywca. Nie omieszkała jednak wspomnieć, że spośród Niemców z Galicji wywodzą się też znani naukowcy i artyści, wnoszący trwały wkład do szeroko pojętej humanistyki. Zdjęcia ich grobowców, znajdujących się na cmentarzu Rakowickim mogliśmy obejrzeć w prezentacji Röskau-Rydel. W tejże prezentacji pojawiły się także zdjęcia z mniejszych cmentarzy, na których pozostawili swój ślad niemieccy ewangelicy. Szczególnie istotnym wydał się tu Nowy Sącz z cmentarzem, kościołem oraz „Miasteczkiem Galicyjskim”. Piękne zaproszenie do podróży w przeszłość.

Z zupełnie inną perspektywą spotkaliśmy się słuchając wystąpienia Huberta Chudzio (Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń Przesiedleń, Uniwersytet Pedagogiczny, Kraków). Jego referat zatytułowany “Cmentarze polskich uchodźców z II wojny światowej na świecie” to dobry materiał do porównań stosunku Polaków do swojego dziedzictwa za granicą i "obcego" u siebie. Referent przedstawił rozmach, z jakim prowadzone są poszukiwania zaginionych w dzikiej przyrodzie Afryki polskich cmentarzy i ich renowacja.

Obietnicy zawartej w tytule konferencji nie udało się spełnić w całości, ponieważ z przyczyn niezależnych od organizatorów nie zostały zaprezentowane referaty dotyczące ukraińskich zbiorów etnograficznych Muzeum w Przemyślu oraz dziedzictwa „innych” w muzeach sanockich. Miejsce tych wystąpień zostało jednak wspaniale wykorzystane przez Dorotę Jewdokimow (Instytut Kulturoznawstwa UAM Poznań). Przybyła jako przedstawicielka Wschodniego Kościoła Staroobrzedowego w Polsce, by opowiedzieć o losie 40 cmentarzy należących do tej mniejszości, a zagrożonych zniknięciem. W referacie zatytułowanym „Cmentarze Staroobrzędowców w Polsce i ich ochrona” przedstawiła uczestnikom konferencji dramatyczną relację z wydarzeń, jakie miały miejsce w Białogórach i Olszance, gdzie doszło do dewastacji miejsc pochówku. Opisała działania podejmowane przez Staroobrzędowców w celu ocalenia miejsc ich kultu. Podkreśliła, jak wielką rolę przykładają do zinwentaryzowania swoich cmentarzy, mającego na celu objęcie ich ochroną prawną przez wpisanie do rejestru zabytków. Miejmy nadzieję, że propagowanie wiedzy o problematyce omawianej przez Jewdokimow przyczyni się do zwiększenia poziomu świadomości społecznej nie tylko na Suwalszczyźnie lecz także w całej Polsce, a dzięki konferencji również poza jej granicami.

Atrakcją towarzyszącą konferencji była wycieczka śladami materialnego dziedzictwa kulturowego Niemców protestanckich w województwie poznańskim, którą poprowadził Olgierd Kiec (Instytut Nauk o Polityce i Administracji, Uniwersytet Zielonogórski). W programie znalazły się Iłówiec i Czempiń. Dzięki społecznikom działającym na tym terenie udało się zajrzeć do posiadłości należącej do 1945 roku do rodziny Lehmannów-Nitsche. Obiekt jest obecnie własnością prywatną i nie jest udostępniany do zwiedzania. Oprócz pałacyku i zabudowań gospodarczych szczególnie interesujący okazał się rodzinny grobowiec Lehmannów-Nitsche, znajdujący się w przypałacowym parku. Odkrycie go nastąpiło stosunkowo niedawno i jest pewnego rodzaju sensacją. Mocno zarośnięty teren być może kryje więcej płyt nagrobnych, ale widoczna jest tylko jedna, kryjąca grób Eugena von Lehmanna-Nitsche (1856-1922) i jego żony Else (Elisabeth) z domu Brinkmann (1865-1934). Kiec omówił szczegółową genealogię rodu, oraz opowiedział o znaczeniu, jakie rodzina miała dla tego regionu. Na trasie wycieczki znalazł się również kościół ewangelicki w Czempiniu (pełnił tą funkcję od 1847 do 1945 roku) oraz pałac Szołdrskich i Unrugów, który z czasem stał się gniazdem von Delhaesów i von Roederów. Głównym jednak punktem była wizyta na zabytkowym cmentarzu ewangelickim w Czempiniu, porządkowanym i remontowanym od blisko 10 lat przez grupę miejscowych wolontariuszy. XIX- wieczny cmentarz o powierzchni 1 ha jest położony na czterech tarasach, na których niestety nie zachowało się zbyt wiele nagrobków. Najcenniejsze, w okresie, gdy cmentarz nie miał jeszcze opiekunów, trafiły do lapidarium w Orzeszkowie. Obecnie trwają próby sprowadzenia ich z powrotem. Na cmentarzu zachowała się niemal nienaruszona kaplica cmentarna z 1912 roku. Obiekt wymaga renowacji, jednakże w zestawieniu z innymi tego typu obiektami w Polsce może imponować stanem zachowania.

Pamięć-tożsamość-własność. Prelegenci przyjrzeli się spuściźnie żydowskiej i niemieckiej, z jaką obecnie próbuje sobie radzić Polska. Czy wnioski płynące z przedstawionych referatów są budujące? Z jednej strony tak. Wielkie zainteresowanie społeczników i mnogość aktywności naukowców mogą robić wrażenie. Z drugiej jednak strony widać brak zainteresowania zarówno władz lokalnych, jak i samego kościoła luterańskiego w systemowym rozwiązaniu problemu. Bez tego dziedzictwo, które przejęliśmy w 1945 roku nadal będzie „trudne i bolesne”.

Hanna Szurczak, wrzesień 2021




Tomasz Szwagrzakkontakt