EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z panem Damianem, miłośnikiem Opencachingu i historii

Jak wiele innych i dzisiejszy wywiad został zapoczątkowany przez sygnał otrzymany od Michała Wiśniewskiego (facebook), na którego zawsze mogę liczyć. To on wypatrzył w przestworzach internetu bloga damian211289.blogspot.com, na którym pod datą 02.01.2018 możemy przeczytać artykuł zatytułowany „Ewangelicy Ziemi Dobrzyckiej”. Zachwyciło mnie odkrycie, że blog związany jest między innymi z zapomnianymi cmentarzami. Zawsze uważałam, że obok rowerzystów również miłośnicy Opencachingu mogliby być nieocenionymi zwiadowcami. Bo gdzie diabeł ukryje skrzynkę... Na moją prośbę o kontakt otrzymałam natychmiastową odpowiedź ze zgodą na wywiad.

O panu wiem tylko, że prowadzi pan blog „Po zbyrach i nie tylko”, związany z Opencachingiem.

D. Niespecjalnie lubię mówić o sobie samym, bo raz że ciężko być obiektywnym, a dwa że nie za bardzo jest o czym. Ja nudny humanista jestem, chwilę przed trzydziestką i pracujący, jak to humanista, czyli zupełnie nie w zawodzie. Zainteresowania jakieś tam mam, od czasu do czasu jedne mijają, a pojawiają się inne, mniej lub bardziej głupie.

Jak to się zaczęło? Mam na myśli Opencaching. Może Pan też przybliżyć laikom (czyli mnie) ideę tego ruchu?

D. Moja przygoda z Opencachingiem zaczęła się na poważnie jakieś cztery lata temu, kilka lat wcześniej spróbowałem też bliźniaczego serwisu, jednak nie zagościłem tam za długo. Później o tym zapomniałem, później znowu naszło mnie na szukanie skrzynek i już tak zostało. Sama idea zabawy jest prosta: ktoś chowa pudełko z dziennikiem znalezień w miejscu jego zdaniem wartym zobaczenia, pozostali uczestnicy zabawy jadą to miejsce zobaczyć, znaleźć wspomniane pudełko, wpisać się do dziennika i zalogować na stronie. Oczywiście jest to spore uproszczenie i można do tego dorabiać przeróżne filozofie, z czasem jednak chyba większość z nas przestawia się na myślenie, że pudełka są tylko środkiem a nie celem zabawy. Celem jest przede wszystkim odkrywanie nowych miejsc, dostrzeganie czegoś nowego w miejscach już znanych i gromadzenie ciekawych wspomnień związanych z tymi wyprawami.

W którym momencie pojawiło się zainteresowanie cmentarzami? I czy tylko ewangelickimi?

D. Zapomniane cmentarze i ogólnie miejsca zapomniane przez ludzi, o które upomina się czas i przyroda pojawiły się na liście moich zainteresowań znacznie wcześniej. Początkowo bawiłem się w eksplorowanie takich miejsc w zasięgu mojego roweru, z czasem wyszukiwałem i zapuszczałem się coraz to dalej, jednak daleko mi do ludzi, którzy potrafią przemierzyć pół Polski dla jednego tylko obiektu... ale nie mówię hop, jeszcze trochę życia przede mną. Co do cmentarzy, to faktycznie głównie pojawiają się te ewangelickie, ale to dlatego, że te najczęściej znikają z wiejskiego krajobrazu. Pochodzę z okolic, gdzie w promieniu niespełna piętnastu kilometrów jest ich kilkanaście, przynajmniej o tylu wiem.

To może jednak zdradzi nam pan, gdzie mieszka?

D. Niedawno osiadłem na dobre w okolicach Kłodawy (woj. wielkopolskie).

Co dzieje się z takimi miejscami, które pana zainteresują?

D. Jeśli chodzi o cmentarze, to część z nich, te położone na terenie jednej gminy, połączyłem w coś na wzór cmentarnego szlaku w ramach wspomnianego już Opencachingu. Po dotarciu na nie i zaliczeniu znalezienia, pozostali uczestnicy zabawy otrzymują wirtualną odznakę na swoim profilu - niby nic, a wiem po sobie, jak to motywuje do odwiedzin.

To pana pomysł autorski, czy zwyczaj w Opencachingu?

D. Ostatnio miałem okazję zdobywać podobny szlak stworzony przez kogoś innego i dedykowany cmentarzom ewangelickim w okolicach Dobrzycy. Latem ten sam założyciel zmotywował mnie do wyjazdu na teren dawnej Puszczy Pyzdrskiej, gdzie pozostało mnóstwo śladów po ówczesnych osadnikach, bodajże ponad dwadzieścia cmentarzy, o ile mnie pamięć nie myli - również wirtualna odznaka do zdobycia, a przede wszystkim poznanie historii regionu i kolejne wspomnienia do kolekcji. Sam pomysł spinania takich miejsc w tematyczne projekty jest oczywiście integralną częścią zabawy, każdy aktywny uczestnik może coś takiego zrobić. Nie muszą to być oczywiście cmentarze, czy nawet konkretne miejsca do pokazania. Można się wykazać naprawdę ogromną kreatywnością.

Nie jest więc pan odosobniony w tematyce cmentarnej. Może zna pan kogoś, kto poszedł dalej – zaczął czynić starania o uratowanie takiego miejsca?

D. Nie, osobiście nie znam nikogo. Wiem tylko, że w okolicach Sierpca działa jakaś organizacja opiekująca się tamtejszymi cmentarzami, kilka z nich udało mi się odwiedzić.

Poza cmentarzami włączonymi w pana szlak były inne?

D. Jasne, że tak. Jak już wspomniałem, połączyłem jedynie cmentarze na terenie jednej gminy, a te w okolicach Dobrzycy i Puszczy Pyzdrskiej, to już nie moja robota. Nie zliczę też pojedynczych nekropolii nie pospinanych w żadne projekty, które odkryłem dzięki tej zabawie, a od czasu do czasu pojawiają się takie, które pozostają w pamięci na dłużej. Oczywiście sam Opencaching to nie tylko uganianie się po cmentarzach i grzechem byłoby postrzeganie go jedynie pod tym kątem, jednak muszę przyznać, że bez niego nie trafiłbym w wiele z tych miejsc.

Wiele miejsc. Z roweru przesiadł się pan na inny pojazd?

D. Zrobiłem się zbyt leniwy na rower, odległości coraz większe, a poza tym w samochodzie nie pada na głowę.

Jak postronne osoby widzą połączenie Opencachingu z cmentarzem? Dochodziły mnie różne głosy...

D. Samo ukrywanie i szukanie na cmentarzach może wzbudzać wiele kontrowersji pośród osób postronnych. Wynika to głównie z braku zrozumienia, no bo kto normalny buszuje po starych cmentarzach? Jak nic satanista, albo inny wykolejeniec! Trochę to smutne, ale spotkałem się już kilka razy z takim odbiorem.

Jednak nie profanujecie nekropolii?

D. Czy profanacją można nazwać odwiedzanie znikających cmentarzy, zrobienie kilku zdjęć i w miarę możliwości zapalenie znicza lub zebranie pozostawionych po kimś śmieci? Jeśli tak, to jasne, profanujemy.

A, to reszta cmentarników też profanuje! Bardziej myślę o tym o czym się czasami „mówi” - że chowacie pudełka w jamach grobowych

D. A to akurat bzdura.

Czy widzi Pan możliwość włączenia Opencachingu w nurt działań ratunkowych? Robiłam wywiad z rowerzystami, których traktuję jako swoistych “zwiadowców” – czy taką rolę może pełnić ktoś o takich zainteresowaniach, jak pańskie?

D. Co do włączania Opencachingu w nurt działań ratunkowych, to mam bardzo ambiwalentne odczucia. Możliwe, że propagowanie tego typu akcji poprzez serwis mogłoby zdziałać dużo dobrego dla cmentarzy, z drugiej jednak strony mogłoby zaszkodzić naszej zabawie. Dla nas, a zwłaszcza dla skrzynek, najlepiej chyba będzie pozostać nieco na uboczu i iść swoją drogą. Nie jesteśmy jakąś hermetyczną grupą, to zabawa dla wszystkich, ale jeśli coś jest dla wszystkich, to należy podchodzić do tego z głową, a dobrze wiemy, jak to z tym bywa.

Zatem jedyne, co mogę robić, to śledzić blogi o podobnej do pańskiego tematyce? Sądzi pan, że nie znajdzie zrozumienia prośba o np. przekazywanie informacji o znalezionych starych cmentarzach instytucjom lub osobom, zajmującym się ratowaniem dziedzictwa?

D. Myślę, że podanie lokalizacji samego cmentarza w takim celu nie stanowi żadnego problemu. Przecież są to miejsca ogólnodostępne, naniesione na mapy i nikt nikomu nie może zabronić tam jechać.

W tym rzecz. Często są to miejsca niedostępne i nieznane! Zwiadowcy są ważni.

D. Zgadza się, jednak zdecydowana większość, o ile nie wszystkie, z cmentarzy są ponanoszone na mapy WIG, które można znaleźć w sieci. W moim przypadku odnajdowanie cmentarzy wygląda dwojako: wcześniej przeglądam wspomniane mapy okolic, w które zamierzam się udać, albo błądząc bocznymi drogami dostrzegam znajomą wyspę drzew czy charakterystyczny pagórek. W obu przypadkach wertuję internet w poszukiwaniu informacji na temat cmentarza. Oczywiście mowa o przypadkach, które nie mają jeszcze swojej skrzynki, wtedy wszystko jest w jej opisie.

W naszej pierwszej rozmowie wspomniał pan, że zna naszą stronę. Jak do nas pan trafił, co z tego Pan wyniósł, jak często Pan korzysta?

D. Często zdarza mi się przypadkiem trafić na jakiś cmentarz i szukając w domu konkretnych informacji, trafiam najczęściej do was, chyba nawet mam was w zakładkach. Jeśli mnie pamięć nie myli, to zerkałem też podczas pisania magisterki, ale to już inna historia. Głównie korzystam z wykazu cmentarzy, przy wspomnianej magisterce zerknąłem do zakładki poświęconej cmentarzom w krajobrazie.

Czyli studia powiązane z cmentarzami. W jaki sposób?

D. Kończyłem łódzki UMED, gdzie przez krótki czas gościł taki ciekawy twór, jak socjologia ukierunkowana na zagadnienia związane z medykalizacją i zdrowiem publicznym. W zasadzie moja praca magisterska była poniekąd uzupełnieniem tego, czego nie zawarłem w licencjackiej, a obie tyczyły się medykalizacji śmierci i jej roli w społeczeństwie. Trochę socjologii, trochę antropologii kulturowej, wszystkiego po trochu. Rzecz jasna, że studia nijak miały się do samych cmentarzy, jednak udało mi się przemycić w pracy trochę informacji na ten temat.

To niezwykle frapujące. Czy mógłby pan podać temat pracy?

D. Słowo w słowo nie podam, bo po prostu nie pamiętam, jednak chodziło o zestawienie ze sobą dwóch modeli śmierci – biomedycznego i holistycznego. Generalnie chciałem dowieść, że obecne postrzeganie śmierci ma się nijak do tego, z jakim mieliśmy do czynienia w przeszłości.

Jakiego typu badania prowadził pan, pisząc pracę?

D. Nie chcę zagłębiać się w metodologię, ale ogólnie rzecz biorąc badanie polegało na zweryfikowaniu założonych przeze mnie hipotez w oparciu o relacje zebrane pośród osób pracujących w ośrodkach opieki paliatywnej.

Grupa specyficzna, zapewne i doświadczenia trudne. Młody człowiek, trudny temat. Promotor zaproponował, czy pan sam?

D. Może inaczej. Sam pomysł pojawił się u mnie, jednak z pomocą promotora wyklarował do ostatecznej postaci, za co jestem niezmiernie wdzięczny.

Interesują mnie bardzo wnioski, do jakich pan doszedł...

D. Wniosek jest w zasadzie jeden: coraz bardziej dehumanizujemy śmierć.

Jak pan to rozumie?

D. Spychamy ją na margines, nie widzimy w niej już tego czynnika ludzkiego, który kiedyś był tak oczywisty. Jeszcze całkiem niedawno normą było żegnanie zmarłego w domu, teraz jest to na tyle zinstytucjonalizowane, że umierający są kolejnymi numerkami w kartotece zgonów i w papierach zakładów pogrzebowych. Zaginęły pewne rytuały, tradycje, które w przeszłości służyły godnemu żegnaniu bliskich, zastąpiła je za to doskonale biurokratyzacja ostatnich dni przed pochówkiem.

To, co pan mówi jest takie bolesne... Tak, jest w tym prawda. Często odchodzą od nas, przebywając pod opieką obcych ludzi, prawda? Nawet ten czas oddajemy. Tylko czy to nie jest tak, że mamy na myśli ulżenie im w cierpieniu?

D. Tylko czy to ulżenie w cierpieniu nie wydaje się być bardziej dla nas, niż dla umierających? Nie mówię o skrajnych przypadkach, gdzie ostatnie dni faktycznie przepełnione są bólem fizycznym, który wymaga farmakologicznego znieczulenia. Mam na myśli osoby, które odchodzą poza domem w pozornym spokoju, pod najlepszą opieką personelu, jednak z dala od bliskich, którym z jakichś powodów nie jest na rękę zapraszanie śmierci do domu.

To bardzo trudne rozważania. Dobrze, że są ludzie mający potrzebę ich snucia. Być może kiedyś ten temat zagości jeszcze w tym miejscu. Teraz jednak wróćmy do cmentarzy: mówił pan, że niektóre zapadają w pamięć szczególnie. Mógłby pan o nich opowiedzieć?

D. Na pewno długo zapamiętam jeden z cmentarzy na Mazowszu. Trafiłem tam jakoś na jesieni, między jedną mżawką, a drugą i otulony z każdej strony mgłą. Niewielki, ale całkiem zadbany cmentarzyk w lesie. Największe wrażenie zrobiły tam na mnie szeregi maleńkich grobków i ówczesne fotografie części z pochowanych. Innym z kolej miejscem jest pokaźnych rozmiarów grobowiec skryty w zaroślach pośrodku pola. Przez odchylone drzwi widać kilka trumien. Za mało czasu na takie opowieści.

Czy miał Pan kiedykolwiek pomysł, by spróbować uratować taki cmentarz?

D. Pomysł miałem i w zasadzie po części doprowadziłem go do skutku. Kilka lat temu zabrałem się za małą wycinkę, odgrzebałem nagrobki spod mchu i na ile mogłem, na tyle udało mi się przywrócić kształt niektórych mogił. Teraz od czasu do czasu wpadam na małe porządki czy ze zniczem. Powiedzmy, że to mój ulubiony z cmentarzy.

Miejsca pan nie zdradzi?

D. Zdradzę. Jeden z cmentarzy na północnych rubieżach województwa łódzkiego, ktoś chętny odszukać?

To zagadka? Może jakiś szczegół, dla laików?

D. Ponoć w szczegółach tkwi diabeł, lepiej go nie budzić bez potrzeby.

Podsumowując naszą rozmowę: czuje się pan choć trochę cmentarnikiem?

D. Już jakiś czas temu ochrzciłem się cmentarnym turystą, myślę że nie będziemy kłócili się o nazewnictwo.

Serdecznie dziękuję za rozmowę. Być może kiedyś staniemy obok siebie na jakimś cmentarzu:)

Wywiad przeprowadziła: Hanna Szurczak, zdjęcia: damian211289
05.01.2018




Tomasz Szwagrzakkontakt