EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Kamilem Antoniukiem, społecznikiem z Sopotu

Stowarzyszenie Nasze Orłowo pokazało na swojej stronie porządkowanie cmentarza w Kolibkach. Na prośbę o kontakt w tej sprawie odpowiedziano, wskazując jako osobę najwłaściwszą pana Kamila Antoniuka.

Pani Kamilu, chciałabym dowiedzieć się czegoś o panu.

K.A. Jestem mieszkańcem Sopotu, mam 29 lat. Moją pasją jest historia, przede wszystkim lokalna. Skupiam się na tym, by promować ciekawe historycznie miejsca w Trójmieście. Zależy mi, żeby społeczność lokalna mogła je poznać. Żeby o tym pisano, żeby ludzie się tym zaczęli interesować. Zawodowo pracuję jako pracownik obsługi technicznej w jednym z gdańskich biurowców. Z wykształcenia jestem ogrodnikiem.

W czym upatruje pan źródeł swojej pasji?

K.A. Generalnie od dziecka interesowałem się historią lokalną, lubiłem słuchać starszych ludzi, oglądać stare fotografie, porównywać z dzisiejszym stanem, przyglądać się, co się zachowało. W Sopocie historia jest długa, kolorowa i bardzo ciekawa. Mamy dużo ciekawych kamienic, zabytkowych miejsc. Dworki, zespoły pałacowo - willowe, a nawet grodzisko, czyli jeszcze wcześniejsza historia.

To jaki okres historii pana interesuje najbardziej?

K.A. Najbardziej lata 30. XX wieku. Okres przedwojenny, okres Wolnego Miasta Gdańska.

Czemu akurat to?

K.A. Może dlatego, że oglądałem dużo zdjęć z tego okresu? Ciekawiło mnie życie codzienne, te stroje kąpielowe, takie różne od dzisiejszych. W sumie to nawet nie wiem, dlaczego... No tak po prostu.

Skąd te fotografie?

K.A. Muzeum Sopotu przy ulicy Poniatowskiego ma obfite zbiory, zwłaszcza jeśli chodzi o lata 30. XX wieku. Często są one wystawiane na różnych wydarzeniach plenerowych, wychodzą do mieszkańców. Są bardzo dostępne. To bardzo ciekawe miejsce, mogę je polecić każdemu. Tam można się dowiedzieć, że Sopot ma dużo historycznych miejsc.

Kto pana zabrał do tego muzeum po raz pierwszy?

K.A. Rodzice. To z nimi chodziłem do muzeum, na wystawy. Rozbudzili we mnie zainteresowanie sztuką. Oprócz historii lubię malarstwo, śpiew.

Czym rodzice się zajmują? Ośmielę się powiedzieć, że to nie jest powszechny sposób spędzania wolnego czasu.

K.A. Mama jest nauczycielem bibliotecznym, tata jest związany z koleją, dyżurny ruchu.

Czy to oznacza, że ma pan jakiś łatwiejszy dostęp do źródeł? Czy mama może pomóc?

K.A. Nie, akurat nie. W Sopocie natomiast mieści się archiwum miejskie, w którym zawsze mnie pociągały plany, szkice. Zachowały się nawet przedwojenne. I dostęp do tych materiałów jest łatwy, są bez problemu udostępniane.

Przejdźmy do cmentarzy.

K.A. Generalnie stare cmentarze zawsze mnie ciekawiły. To są świadkowie historii, często bardzo odległej. I, choć zapomniane, wciąż trwają. Na cmentarz w Kolibkach, dotarłem pierwszy raz w 2004 roku, przypadkowo. Ujrzałem miejsce, bardzo zarośnięte, o którym wiedziało niewiele osób, a i ci wtajemniczeni nie wiedzieli, kto tam spoczywa. On jest w niezwykłym miejscu, na wysepce pomiędzy dwoma bardzo ruchliwymi ulicami. Ciekawiło mnie tak dziwne położenie. Wybrałem się pewnego razu, by zobaczyć go z bliska i ujrzałem, że są jeszcze gdzieniegdzie, mało widoczne, tabliczki opisujące właśnie spoczywających tam ludzi. Na tych zachowanych tabliczkach były lata 30. i 40. XX wieku. Najwcześniejsza data to był rok 1927. Wtedy pomyślałem, że warto temu miejscu przyjrzeć się bliżej. Zrodziło się wówczas pragnienie, by przywrócić je pamięci okolicznej ludności. Uporządkować, dowiedzieć się czegoś o ludziach, którzy tam spoczywają, o tej dziwnej lokalizacji pomiędzy dwoma ruchliwymi ulicami.

Od czego pana zaczął?

K.A. W 2008 roku na Pomorskim Forum Eksploracyjnym ogłosiłem nabór ludzi, którzy chcieliby współpracować przy prostych pracach porządkowych, jak grabienie liści, koszenie trawy, dekorowanie nagrobków w okolicach Wszystkich Świętych. Forum zrzeszało fanów historii z całego Pomorza. Ten wątek miał bardzo dużo wyświetleń, podstron. To swego rodzaju kronika naszych działań (link na Forum). I pod egidą tego Forum udało się nam dużo zrobić. Zazwyczaj spotykało się jakieś 10-15 osób i przez 11 lat działaliśmy wspólnie, by ten cmentarz doprowadzić do godnego wyglądu. Wykonaliśmy planszę historyczną, były informacyjne plakaty, które wywieszaliśmy w okresie październik - listopad, kiedy pojawiali się turyści, mieszkańcy, rodziny tam spoczywających. Pracowaliśmy oczywiście z wszystkimi pozwoleniami (konserwator zabytków m. Gdyni, pozwolenie z UM). Cmentarz był bardzo uszkodzony przez działania wojenne, w pewnym momencie został przeznaczony do likwidacji. Od kiedy się nim zajęliśmy udało się pozyskać sporo prywatnych zdjęć od rodzin. Dzięki nim poznaliśmy układ cmentarza. Porządkując i remontując przywracaliśmy pierwotny wygląd tego miejsca.

Teraz współpracuje pan ze stowarzyszeniem Nasze Orłowo.

K.A. Od roku. Stowarzyszenie powstało niedawno i jego władze wyraziły wielką chęć zajęcia się cmentarzem. Forum przygasało, ta oferta spadła jak z nieba. Teraz dbamy o zachowanie tego, co udało się nam wcześniej zrobić. Myjąc, czyszcząc, dekorując.

Kto jest właścicielem terenu?

K.A. Obecnie UM Gdyni. Wcześniej to był katolicki przykościelny cmentarz parafialny, założony w 1902. Ok. 150 m dalej stał kościółek, wzniesiony przez generała Józefa Przebendowskiego w 1763 roku. Został poświęcony przez stryja autora hymnu polskiego, ks. Franciszka Wybickiego. Kościółek był niejako muzeum, bo znajdowało się tam mnóstwo obrazów, ufundowanych przez królową Marię Sobieską. Obrazy i inne precjoza spłonęły, a kościółek uległ całkowitemu zniszczeniu w 1939. Nigdy nie został odbudowany, a cmentarz uległ dewastacji. Przejął go Skarb Państwa.

A parafia? Czy jest zainteresowana?

K.A. Kościół w Kolibkach do 1927 roku należał do majątku Kolibki, a po tym roku stał się samodzielną parafią. Zatem przed 1927 rokiem była zarządzany przez inną parafię, w Wielkim Kacku. Od wspomnianego roku stał się samoistną parafią. Jej spadkobierczynią jest parafia Matki Bożej Bolesnej w Orłowie. I to ona sprawuje pieczę nad cmentarzem. Ograniczając się do odprawiania nabożeństwa ze stacjami w różnych częściach cmentarza we Wszystkich Świętych. Jednak i to jest pomoc w naszych działaniach.

W jaki sposób okazuje się to być pomocne?

K.A. Na odprawiane tam od wielu lat nabożeństwo często pojawiają się rodziny zmarłych, spoczywających na tym cmentarzu. Łapiemy tę szansę, nawiązujemy kontakty.

Nad cmentarzem roztoczona jest piecza religijna, żyją potomkowie zmarłych. Dlaczego więc był przeznaczony do likwidacji?

K.A. Gdy w 1939 kościółek został zburzony, cmentarz jeszcze był czynny. Wówczas była tylko jedna ulica, szosa gdańska, jedna nitka obecnej Alei Zwycięstwa. Ta od strony torów kolejowych, którą dziś dojedziemy do Gdyni i Gdańska. Z drugiej strony cmentarz graniczył z parkiem majątku Kolibki. W latach 50. podjęto decyzję o budowie drugiej nitki, poszerzającej Aleję Zwycięstwa. I ona miała pójść właśnie przez cmentarz. Dlatego chciano go zlikwidować. Skoro i tak wyglądał marnie? Na szczęście mieszkańcy zapobiegli temu, nitkę poprowadzono obok, i teraz cmentarz jest na wysepce i trwa na niej jako świadek historii.

O istnienie cmentarza walczyli okoliczni mieszkańcy. Czemu więc dopuszczono, by popadał w zapomnienie?

K.A. Mieszkańcy ochronili to miejsce przed likwidacją, ale nie starczyło już zapału do utrzymania go w należytym porządku. Pojawiały się inicjatywy, jak na przykład ta, pana Zbigniewa Zienowicza. Ufundował piękne ogrodzenie. Wcześniej cmentarz otaczała porwana gdzieniegdzie siatka. Szkoda, że żadna z parafii nie była zainteresowana tym tematem. Pojawiła się co prawda publikacja na temat cmentarza, napisana przez ks. dr Mirosława Gawrona, ale akcji porządkowej nie podjęto. Urząd Miasta też nigdy nie dbał o to miejsce.

Jaki jest więc odbiór waszych obecnych działań?

K.A. Chętnie współpracują z nami rodziny tam pochowanych. Przyjeżdżając na swoje rodzinne groby, zawsze ten grób obok też ogarną. Jeśli chodzi o najbliższych mieszkańców, to wsparcia nie ma. Ale dochodzą nas informacje, że to tak dobrze, że sprzątamy, że dbamy. Jednak nie przekłada się to na ilość ludzi wspierających naszą pracę.

Gdzie mieszkają rodziny zmarłych?

K.A. To jest bardzo różnie. Są osoby z Gdyni,Trójmiasta, Kaszub, ale i z Wrocławia. Przyjeżdżają głównie w listopadzie, choć są też osoby, które przychodzą regularnie. No a w zeszłym roku pojawił się ktoś pierwszy raz! Skądś dowiedzieli się, że mają tu krewnych. Udało się nam przekazać im różne informacje. W wyniku takich odkryć zaczynają się pojawiać nowe pomniki. W zeszłym roku mieliśmy właśnie taką sytuację.

Na zdjęciach, które pokazało stowarzyszenie, widać sporo młodzieży.

K.A. Nawiązaliśmy współpracę ze szkołami gdyńskimi. Wystawiamy zaświadczenia o udziale w wolontariacie, więc mamy sporo chętnych. Wspólnie pracujemy, pod naszą opieką się też uczą. To żywa lekcja historia. Opowiadamy o ludziach i okresach historycznych. Mamy świetnie zachowaną kwaterę z 1945 roku. To okazja, by opowiadać o tym, co się wtedy wydarzyło. Ta współpraca uczy też postawy prospołecznej.

Jak udało się wam wejść do szkół?

K.A. Prezes stowarzyszenia miał taki pomysł. Teraz wolontariaty są pożądane przez uczniów. W związku z pandemią trudniej je znaleźć, my pracujemy na wolnym powietrzu, co daje możliwość prowadzenia ich bezpiecznie. Może dlatego cieszymy się większym zainteresowaniem ze strony szkół, niż kiedykolwiek wcześniej.

Kto jest zainteresowany współpracą z wami? Dyrekcja, nauczyciele czy młodzi ludzie?

K.A. Najczęściej dzwonią do mnie rodzice, mówią, że ich dziecko wyraziło chęć do tych prac. Więc wydaje mi się, że to uczniowie. Przeważnie klas ósmych. Mamy też jednak przykłady zaangażowania ze strony nauczycieli. W zeszłym roku przyszła cała klasa. To nie był wolontariat, to była akcja pani nauczycielki, żeby się włączyć w porządki przez 1. listopada. Zawsze nasze akcje ogłaszamy, wcześniej jako forum, a teraz jako stowarzyszenie. Pomimo komunikatów nie było chętnych do pomocy. Zdarzały się jakieś pojedyncze osoby. Nawet najbliżsi mieszkańcy, orłowiacy nie reagowali. Dopiero wolontariat szkolny dał nam więcej. Mamy dużo rąk do pracy, chęć współdziałania.

A robić jest co!

K.A. Akurat robiliśmy pierwsze mierzenie. Nie jest to duży cmentarz, aczkolwiek był zapełniony już w 1946. Według nas było tam około 500 grobów. Księgi parafialne, które się zachowały podają liczbę 300, ale dostajemy wciąż sygnały o pochowanych, których nie znaleźliśmy w księgach. Może zagubiono ich część? Obecnie są w dwóch częściach, przechowywane w dwóch różnych parafiach. Odwiedzający pytają o znajomych, o sąsiadów. Przez to wychodzi na jaw, że pochowani są tam ludzie, których nie mamy w księgach.

Z materiałów prasowych wynika, że miastu Gdynia nie leżał na sercu zbyt mocno ten problem. Jak jest teraz?

K.A. Teraz mogę powiedzieć, że poprzez Stowarzyszenie Nasze Orłowo (link do fb) udało się nam wynegocjować koszenie trawy i opróżniania kontenera na odpady przez UM. My zajmujemy się pielęgnacją grobów i ich naprawami. Będziemy współpracować.

Dziękuję za rozmowę, życzę powodzenia w dalszych działaniach.

Wywiad: H. Szurczak, zdjęcia z archiwum Kamila Antoniuka
Październik 2020




Tomasz Szwagrzakkontakt