EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Michałem Wiśniewskim, reprezentującym grupę „Lapidaria. Zapomniane cmentarze Pomorza i Kujaw”

Witam Pana, Panie Michale. Jest Pan dla mnie człowiekiem – instytucją i rozmowa z Panem jest dla mnie ogromnie ważna. Ze stroną „ Lapidaria: Zapomniane cmentarze kujawsko-pomorskiego” pierwszy raz zetknęłam się, poszukując w internecie jakichkolwiek informacji na temat inicjatyw ratunkowych na rzecz cmentarzy ewangelickich. Profesjonalizm strony wywarł na mnie duże wrażenie i od razu żałowałam, że nie działacie na terenie województwa łódzkiego. Później, im dłużej zajmowałam się tematem, tym częściej o Was słyszałam - „Lapidaria” wyskakiwały z każdej szafy:) No i wreszcie poznałam Ulę Karolczak, Pana bezpośrednią – jak się okazało – współpracowniczkę. Ula, czyli „Wiosna (lato, jesień i zima) z cmentarzami” przyłączała się do Waszych prac, by wreszcie stać się sama gospodynią, do której „Lapidaria” dołączyły. W wywiadzie, którego mi udzieliła, bardzo wysoko oceniła Pana wiedzę i osiągnięcia. Uznałam, że dłużej nie wypada zwlekać i oto rozmawiamy. Podobnie jak w przypadku „Wiosny z cmentarzami” chciałabym uchylić rąbka tajemnicy: kto kryje się za „Lapidariami”?

M.W. Pierwotnie „Lapidaria” były wyłącznie moim jednoosobowym przedsięwzięciem ograniczonym do działalności dokumentacyjnej natomiast przygodę z renowacjami cmentarzy rozpocząłem w 2011 od nieformalnej grupy „Tak Trzeba”. W 2014 wraz z kilkoma osobami działającymi w „Tak Trzeba” utworzyliśmy własną grupę „Lapidaria. Zapomniane cmentarze Pomorza i Kujaw”. Dziś „Lapidaria” to 9 osób w różnym wieku, które łączy wspólny cel: ratowanie zapomnianego dziedzictwa sepulkralnego. W większości jesteśmy związani z Toruniem, choć niekoniecznie w nim mieszkamy i z niego pochodzimy.

Pytam swoich rozmówców o wiek, wykształcenie, zawód ponieważ wydaje mi się ważne pokazanie, że nie jesteśmy koniecznie zawodowo związani z tematem – choć możemy być. Nie jesteśmy też reprezentantami jednej grupy wiekowej, choć pewnie więcej wśród nas ludzi dojrzałych, niż młodzieży. Więc jak to z Panem jest?

M.W. Mam 35 lat. Wbrew pozorom nie jestem ani historykiem, ani archeologiem, ani konserwatorem zabytków. Patrząc na wykształcenie powinienem być „białym kołnierzykiem”, ale na szczęście nie muszę. Do wykonywanej pracy o wiele bardziej przydał się drugi kierunek – fizyka.

Ważne są dla mnie drogi, jakimi dochodzimy do tego, że stajemy się, jak to Pan nazwał „cmentarnikami”. Zatem poproszę o opowiedzenie o początkach swoich zainteresowań tematem.

M.W. To było w 2009 roku, gdy podczas wycieczki przypadkiem natrafiłem na stary cmentarz gdzieś po środku niczego. Od początku uderzył mnie kontrast pomiędzy tym, co znałem do tej pory, a tym co zastałem tam. Teren przypominał zarośnięte śmietnisko z rozwalonymi nagrobkami. W dodatku nie prowadziła do niego żadna droga. Mimo olbrzymiego zakrzaczenia i asysty wszelkiego rodzaju krwiopijnych stworzonek przeciskałem się, by dojrzeć kolejne zapadnięte mogiły wypełnione odpadami i powalone postumenty. Gdzieś zauważyłem fragmencik czarnej tablicy z napisem „Gott”, gdzie indziej wyrytą gałązkę oliwną. Jak tylko znalazłem się w domu zacząłem szukać informacji o tym cmentarzu. Obowiązkowo sprawdziłem stare mapy, ponieważ co znamienne, na nowych często nie były zaznaczone. Okazało się, że w okolicy (gm. Szubin) znajduje się mnóstwo takich cmentarzy. Praktycznie każda wieś ma co najmniej jeden. Jako, że od dziecka kochałem mapy i pasjonowałem się różnego rodzaju odkryciami, a z drugiej strony irytował mnie stan kolejno odwiedzanych cmentarzy to postanowiłem spożytkować swoje zainteresowania na rzecz takich miejsc. Utworzyłem stronę internetową gdzie kolejno w każdej gminie województwa kujawsko-pomorskiego zaznaczałem położenie takich cmentarzy. No i odkryłem – ewangelicką atlantydę – bo zdecydowana większość to pamiątka po osadnictwie protestanckim. Jak już wspomniałem wyżej, po 2 latach skontaktowałem się z „Tak Trzeba” i pojechałem na swoją pierwszą renowację do Białego Boru pod Grudziądzem. W kilka dni potem była druga w Łęgu-Osieku pod Toruniem. Kamienne księgi przeszłości wciągnęły mnie na całego i tak jest do dziś.

Czy jesteście zorganizowaną grupą, macie jakieś struktury?

M.W. Oficjalnie nie jesteśmy stowarzyszeniem, ale pracujemy nad tym intensywnie i mam nadzieję, że w ciągu najbliższego miesiąca wreszcie staniemy się nim. Oprócz stałego składu, który uczestniczy w działaniach porządkowo-renowacyjnych mamy kilkoro oddanych fotokorespondentów, którzy przysyłają nam zdjęcia zapomnianych cmentarzy ze swojej okolicy lub informują o wszelkich sprawach z nimi związanych.

Czego trzeba, by rozpocząć tak dobrze zorganizowaną działalność?

M.W. Bez aparatu, macki saperskiej, szczotki i szpadla się nie obejdzie ;) Jak w każdej pasji potrzebna jest odrobina szaleństwa. Przydaje się dokładność i cierpliwość, bo efekt końcowy renowacji to następstwo kilkunastu spotkań roboczych. Nie da się zrobić wszystkiego w zaledwie parę godzin, chyba że cmentarz liczy parę mogił obmurowanych. Bezcenna jest zdolność do dobrej organizacji, bo ilość obowiązków rośnie, a czas z gumy nie jest. Samemu poza stroną internetową nic bym nie zrobił, dlatego podstawą jest zaufanie i wzajemna pomoc.

Dnia 1.07.16 na Waszym koncie na fb pojawił się rodzaj manifestu. Proponujecie nie tylko fizyczną pomoc, ale i wsparcie merytoryczne. Macie moc!

M.W. Nazwałbym to raczej oświadczeniem. Powstało na skutek niezgody na podejście pewnego stowarzyszenia do renowacji cmentarza. Pewna grupa inicjatywna otrzymała wysoką dotację na ten cel, za którą można by było w sposób profesjonalny go zrealizować. Jednocześnie nie miała jakiejkolwiek wiedzy o pracach na cmentarzu nie mówiąc o historii, konserwacji, archiwaliach itp. Zostaliśmy poproszeni o konsultacje. Szybko okazało się, że na naszych barkach spoczywałoby większość prac fizycznych związanych z nagrobkami i do tego wszelkie sprawy związane z badaniami historyczno-dokumentacyjnymi. Niestety nasze początkowe wytyczne zostały, co tu dużo mówić, olane pomimo posiadania środków. Poza tym oprócz dyletanctwa spotkaliśmy się też z jawną bezczelnością. Nie wchodząc już zbytnio w szczegóły tej sprawy zadeklarowaliśmy w oświadczeniu, że jesteśmy w stanie w miarę wolnego czasu pomagać fizycznie i dzielić się naszym doświadczeniem za darmo, o ile akcja renowacyjna jest przeprowadzana za darmo (koszty ponoszą jej uczestnicy) lub jeżeli pozyskane środki na ten cel są rzeczywiście wydawane na cmentarz. W pozostałych przypadkach będziemy żądać zapłaty, a przynajmniej uczciwego zwrotu kosztów gdyż nie chcemy firmować naszym doświadczeniem cwaniactwa i bylejakości. Zwłaszcza, gdy przyznane środki są wysokie, a doświadczenie, chęć działania i rzeczywistego ratowania cmentarza przez drugą stronę znikome.

Piszecie tam również o złych doświadczeniach. Bardzo enigmatycznie. To może porozmawiajmy o Jak Wasza praca jest odbierana przez środowiska lokalne oraz władze?

M.W. Poza wspomnianym wyżej przypadkiem nigdy nie mieliśmy żadnych przykrości ze strony czy to lokalnych władz, czy innych instytucji. Warunkiem koniecznym rozpoczęcia prac jest uzyskanie pozwolenia od właściciela terenu. Najczęściej jest nim gmina lub Skarb Państwa. Dotychczas nigdy nam nie odmawiano. Może dlatego, że nie mierzyliśmy się z przypadkiem, gdy cmentarz leży na terenie prywatnym, należącym do osoby fizycznej. Istotą udanej renowacji jest włączenie w nią środowisk lokalnych, czy to miejscowej szkoły, czy przykładowo stowarzyszenia. Tylko to daje duże prawdopodobieństwo, że po uporządkowaniu cmentarz nadal będzie mieć opiekuna. Lokalne władze, jako właściciel terenu, pomagają nam biorąc na siebie odkrzaczanie, wywóz zebranych śmieci lub oprysk, choć nie zawsze tak się dzieje.

Utworzyliście „Pogotowie cmentarne”. Co się kryje pod tą nazwą?

M.W. To pewien skrót myślowy, lecz idealnie oddaje istotę rzeczy. Wraz z popularyzacją naszych działań otrzymujemy coraz więcej informacji od naszych czytelników na temat istnienia bądź nieistnienia zapomnianych cmentarzy w danej okolicy. Zauważyłem także zwiększającą się liczbę śmiałków pytających jak zacząć porządkowanie. Pytają zarówno o zagadnienia administracyjne jak i o szczegółowe rozwiązanie danego problemu. Wszystkim takim osobom udzielamy porad i odpowiedzi, a jeśli tylko możemy to docieramy na miejsce i dzielimy się wiedzą osobiście. Również staramy się zweryfikować istnienie cmentarzy, o których informują nas czytelnicy, choć tu akurat to oni nas wyręczają podsyłając zdjęcia albo wycinki starych map. I jesteśmy za to im ogromnie wdzięczni, bo bez nich nasza baza cmentarzy nigdy nie byłaby tak ogromna.

Od czego zaczyna się dla Was praca na rzecz danego cmentarza; jak to się dzieje, że właśnie nim się zajmiecie? Na swoim koncie macie 28 takich nekropolii.

M.W. Już 29, przy czym zaliczamy fakt pracy na danym cmentarzu, a nie renowacje zrobione od początku do końca tylko przez nas, ponieważ staramy się wchodzić we współpracę z lokalnymi instytucjami. Jak już wspomniałem prace muszą rozpocząć się od uzyskania wszelkich możliwych pozwoleń, w pierwszej kolejności od właściciela terenu. W wyborze kierujemy się patriotyzmem lokalnym osób tworzących Lapidaria. Zwykle jest tak, że osoba zainteresowana przyjeżdżała do nas popracować i uświadamiała sobie, że w jej miejscu zamieszkania bądź urodzenia również jest taki cmentarz. W ten sposób uporządkowane zostały cmentarze m. in. w Otłoczynie i Białych Błotach (pow. aleksandrowski). Drugim kryterium jest zasygnalizowanie nam chęci uporządkowania danego cmentarza przez lokalne środowisko i autentyczne zaangażowanie podczas prac. Dzięki temu byliśmy współwykonawcami renowacji cmentarzy w Trylu (pow. świecki) i pomagamy w Murzynku (pow. inowrocławski). Toruń, jako miejsce zamieszkania większości cmentarników „Lapidariów”, jest naturalnym polem działania.

Jak wygląda typowy tydzień „cmentarnika”?

M.W. Rzadko kiedy działania porządkowe odbywają się w dniach roboczych, a zatem głównym dniem pracy jest sobota bądź niedziela. W pozostałych dniach wstawiane są opracowania dotyczące cmentarzy lub odbywa się wszelka inna aktywność związana z aktualizacją informacji na stronie.

Z wpisów na Waszym koncie fb wynika, że posiadacie dużą wiedzę historyczną. Na czym bazujecie? Czy przeprowadzacie kwerendę?

M.W. Bazujemy na wszelkiego rodzaju znalezionych w bibliotekach lub internecie opracowaniach historycznych bądź źródłach. Kwerenda archiwalna nie jest przeprowadzana dla każdego cmentarza gdyż nie starczyłoby czasu na nic innego. Doprawdy można się zdziwić ileż istotnych informacji można znaleźć w bibliotekach cyfrowych.

Czy praca na cmentarzu sprowadza się do oczyszczania terenu, czy może macie zacięcie archeologiczne?

M.W. Akcja, która sprowadza się do wycięcia krzaków, zgrabienia liści i postawienia tablicy pamiątkowej nie ma prawa nazywać się renowacją. Warunkiem sine qua non jest zajęcie się tym co najistotniejsze, czyli nagrobkami – często ostatnią formą kultury materialnej, która pozostała po dawnych mieszkańcach. Dlatego też konieczne jest okopanie ich i wyciągnięcie tych fragmentów, które kryje ziemia, a zwykle nie jest to głęboko. Następnie, o ile jest to możliwe, sklejenie po to by to, co kiedyś stało w pionie znów było w pionie.

Oprócz konta na fb, które stanowi zapis bieżących działań, prowadzi Pan stronę internetową, będącą bazą danych. Z jaką intencją Pan ją zakładał?

M.W. Strona ma przede wszystkim unaocznić istnienie niechcianego dziedzictwa na terenie województwa kujawsko-pomorskiego i to w skali, o jakiej nikt sobie zazwyczaj nie wyobraża. Na dziś zindeksowanych jest 1775 zapomnianych cmentarzy, z czego 78% to cmentarze protestanckie. Drugim celem była w miarę dokładna dokumentacja tych miejsc. Niestety mam wrażenie, że osoby przeprowadzające ją w latach 80. i 90. XX wieku, czego efektem są karty cmentarne w zbiorach WUOZów, niejednokrotnie potraktowały temat po macoszemu. Poza tym nadal żyją potomkowie osób tam spoczywających i sądząc po statystykach strony są na niej częstymi gośćmi. Trzecią równie ważną kwestią jest sprawdzenie, czy coś się zmieniło w naszej mentalności na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat odnośnie pamiętania o takich miejscach. Nie dysponuję pełnymi danymi, ale cząstkowe wyniki mówią, że akcji porządkowo-renowacyjnych w kujawsko-pomorskim jest coraz więcej, nie tylko z powodu zaangażowania Lapidariów.

Jaki cel nadrzędny sobie stawiacie? Co w Waszej pracy jest najważniejsze?

M.W. Na pewno naszym celem nie jest renowacja wszystkich istniejących jeszcze, zapomnianych cmentarzy na terenie województwa gdyż jest to niemożliwe do przeprowadzenia. Chcielibyśmy naszymi działaniami uświadomić, że takie miejsca nadal istnieją i wymagają ratunku. Nawet jeżeli to nie byli ludzie z nami w jakikolwiek sposób spokrewnieni to stanowią część historii danego terenu. Oni ją tworzyli i kształtowali krajobraz kulturowy, którego my jesteśmy obecnymi depozytariuszami. Zatem to naszym moralnym obowiązkiem jest dbanie o godny wygląd miejsca pochówku. W wielu wypadkach mieszkańcy mówią, że u nich nie ma nic zabytkowego, czegoś co świadczy o tym, że dana miejscowość nie powstała wczoraj. I się mylą, bo ten stary innowierczy, tkwiący w krzakach i śmieciach cmentarz, zwłaszcza na terenach osadnictwa olęderskiego, liczy czasem sto lat albo i więcej. Uporządkowany i posiadający opiekuna staje się automatycznie atrakcją turystyczną i wizytówką miejscowości.
Bardzo ważną sprawą poza uczulaniem na wyżej wymienioną kwestię jest uszanowanie poszczególnego miejsca pochówku jako sacrum. To znaczy, że nagrobki, jak wskazuje nazwa, mają stać na grobach, a nie w lapidariach, które są niczym innym jak wystawą sklepową. Te najciekawsze są brane, a te najzwyklejsze likwidowane. A przecież po wyglądzie nagrobka nie da się zmierzyć życia człowieka, którego prochy spoczywają w grobie. Oczywiście są powody, dla których lapidarium to jedyne rozwiązanie. Przykładowo, gdy znajdujemy nagrobki w innym miejscu i nie wiemy gdzie pierwotnie stały. Niemniej powinniśmy wystrzegać się, właśnie z powodu uszanowania sfery sacrum, pójścia na estetyczną łatwiznę tym samym myląc renowację z de facto likwidacją większości nagrobków.

Czy macie poczucie sensu swoich działań?

M.W. Jestem przekonany, że tak. Gdyby było inaczej, nie robilibyśmy tego. Co prawda z przyrodą jeszcze nikt nie wygrał i opieka nad cmentarzem jest swego rodzaju syzyfową pracą. To co wygląda dobrze w dniu zakończenia, za pół roku znów może być zarośnięte. Tego nie jesteśmy w stanie zmienić podobnie jak nie jesteśmy w stanie zapobiec ludzkiej głupocie, która każe niektórym niszczyć to, co było uporządkowane. Na szczęście jeszcze nie zdarzyło się, by ktoś zdewastował porządkowany przez nas cmentarz. Mamy jednak świadomość takiego zagrożenia. To właśnie najbardziej podcina skrzydła nie licząc niezrozumiałych decyzji urzędniczych. Poczucie sensu naszej pracy wzmacniają kontakty z potomkami osób, które pochowane zostały na cmentarzach przez nas uporządkowanych. Mieliśmy taką sytuację rok temu w Otłoczynie, gdy blisko 90-letnia Niemka przyjechała odwiedzić grób swojego ojca. Pewność, że to właśnie ten, a nie inny zyskała w wyniku renowacji widząc na stronie internetowej połowę wydobytej przez nas tablicy.

Czy macie wiedzę o tym, że Wasze działania zainspirowały innych ludzi do ratowania umierającej pamięci?

M.W. Tak. Najświeższym przykładem jest Ula Karolczak z Lata z cmentarzami, która powołując się na inspirację naszymi działaniami zorganizowała renowacje w Kiejszach i Lipich Górach. Można rzec, że tworzy nieformalną filię Lapidariów w Wielkopolsce Wschodniej.

Czego brakuje Wam najbardziej poza, rzecz jasna, ludźmi do pracy?

M.W. Nie da się ukryć, że wszystko kosztuje, a w szczególności odpowiednie środki konserwujące do kamienia oraz narzędzia. Odnośnie ludzi to na podstawie własnego doświadczenia zauważyłem paradoks polegający na tym, że im większa ilość mieszkańców – w miastach i suburbiach, tym trudniej o zaktywizowanie kogokolwiek. Na wsi ludzie mimo wszystko są bardziej zgrani i pomocni. Nie jest to regułą, ale kilkukrotnie zostaliśmy mile zaskoczeni.

Wspomniał Pan, że w ciągu najbliższego miesiąca Wasz status ulegnie zmianie. Wierzy Pan, że sformalizowanie Waszej organizacji przyczyni się do jej wzmocnienia?

M.W. Oczywiście. Przez ostatni rok naszą główną przeszkodą w ubieganiu się o najróżniejsze dofinansowanie był brak formalnego statusu organizacji. Zmiany w Ustawie o Stowarzyszeniach, które weszły w życie w maju tego roku pozwalają na utworzenie stowarzyszenia już 7 osobom, a zatem łapiemy się.

Życząc pomyślnego zakończenia tego procesu dziękuję Panu za rozmowę i mam nadzieję, że Wasza działalność znajdzie wielu naśladowców, również w województwie łódzkim.

Wywiad przeprowadziła Hanna Szurczak
24.08.2016




Tomasz Szwagrzakkontakt