Nazywam się Maciej Heinzel. Mam 27 lat, pracuję jako inżynier produktu w firmie zajmującej się akumulatorami litowo-jonowymi do wózków widłowych. Skończyłem mechanikę i budowę maszyn na wydziale mechanicznym na Politechnice Łódzkiej. Mieszkam w Moszczenicy, pracuję w Zgierzu. Mam piękną żonę Darię, która wspomaga mnie w moich pasjach, którymi są genealogia i historie rodzinne.
Moja wiedza o historii rodziny Heinzlów sięga lat 30. XIX wieku. Wówczas to rodzeństwo Karol i Anna Heinzel, wywodzące się z rodziny tkaczy, przybyło do Izabelowa/Tymienic koło Zduńskiej Woli z kolejną falą kolonistów. Co ciekawe bezpośrednim moim przodkiem jest Anna, a nie Karol i zachowanie nazwiska zawdzięczam jej zawiłej i burzliwej historii. Po przebadaniu wielu dokumentów doszedłem do wniosku, że mój przodek, Fryderyk Heinzel, był synem Anny Heinzel i Fryderyka Augusta Drummera. Fryderyk Heinzel, jako jedyny z dzieci Anny, był ochrzczony w kościele ewangelickim (było to wyznanie jego ojca) i pozostał ewangelikiem do końca swych dni. Z wiarą matki połączył go związek małżeński, jaki zawarł z Karoliną z domu Blobel. W mieszanych małżeństwach zwyczajowo córki przyjmowały wiarę matek, zaś synowie – ojców. Nie inaczej wydarzyło się w rodzinie moich przodków. Fryderyk stracił matkę w wieku około 12 lat, być może w wyniku epidemii cholery. Jego ojciec zmarł również. Chłopcem i jego siostrą zaopiekowała się Apolonia Heinzel - bratowa Anny Heinzel (żona Karola). Po jej przedwczesnej śmierci dziećmi obojga rodzeństwa Heinzelów zajął się brat Apolonii, Jan Wagner.
/>Potomkami Anny Heinzel, którzy przekazywali sobie nazwisko byli: wspomniany syn Fryderyk, kolejny Fryderyk, następnie Mieczysław, Leszek, kolejny Leszek i Maciej – czyli ja. Fryderyk Heinzel – wnuk Anny, a syn Fryderyka został ochrzczony w obrządku katolickim. Wśród jego rodzeństwa tylko Jan i August byli protestantami. Jak łatwo policzyć jestem siódmym pokoleniem wywodzącym się z niemieckich tkaczy. Jakby tego było mało Mieczysław Heinzel wziął za żonę Irenę z domu Braun. Gdy przyjrzymy się jej pochodzeniu, zobaczymy, że i ona wywodzi się z tkaczy! Jej ojcem był August Braun, majster tkacki w fabryce w Moszczenicy, a także uzdolniony cieśla. Braunowie pochodzili z Pabianic, podobnie jak i Ehrentrauci, z której to rodziny wywodziła się żona Augusta (matka Ireny), Marta. Zaradna żona to skarb. Takim skarbem była Marta Braun, która prowadziła sklep w Gajkowicach. Można tam było kupić przeróżne rzeczy od chleba po naftę do lamp. Dzisiaj zapewne nazwalibyśmy ten sklep spożywczo-przemysłowym. W rodzinie przetrwała anegdota o rezolutnej Marcie. Babcia Marta mówiła często, że gdy August umrze, to ona pójdzie na jego pogrzeb w czerwonej sukience. Czemu? Pewnego razu dziadek August stworzył system antywłamaniowy w sklepie. Polegał na tym, że gdy nieporządany gość otwierał drzwi sklepu bez odbezpieczenia, to wypalała w jego stronę strzelba. Niestety dziadek albo nie powiedział o tym babci Marcie, albo ona zapomniała i strzelba wypaliła wprost w nią. Po tym niefortunnym zdarzeniu babcia długo nie odzywała się do dziadka. Zatem czerwona sukienka na pogrzebie miała chyba być rodzajem zemsty. Braunowie byli ewangelikami, lecz ich córka Irena przeszła na katolicyzm, czyli religię swojego męża. Oboje z Mieczysławem spoczęli po śmierci na cmentarzu w Moszczenicy. August Braun zmarł w 1942 i został pochowany w Jarostach. Nie znam przyczyny takiego wyboru miejsca pochówku. Domyślam się, że dlatego iż było tam najbliżej, chociaż swoją córkę Eleonorę August i Marta pochowali w Piotrkowie. Informację o miejscu jego spoczynku przekazała swojej synowej, Irenie Heinzel z d. Zwolińskiej Irena Heinzel z d. Braun. Marta Braun przeżyła wojnę, ale została wysiedlona po 1945 roku i zmarła w latach 70-80 w NRD. Małżonkom nie udało się zatem spocząć obok siebie.
Ehrentrauci przeprowadzili się z Pabianic do Moszczenicypo wybudowaniu fabryki przez Endera. Byli bardzo dużą rodziną i spora ich część została pochowana na cmentarzu ewangelickim w Jarostach. Niestety informacje o konkretnych miejscach pochówku przetrwały tylko w przypadku Juliusza i Theresy Ehrentrautów, teściów Augusta Brauna i samego Augusta Brauna. Informacje te Irena Heinzel z d. Zwolińska przekazała swojemu wnukowi, czyli mnie. Tym samym uczyniła mnie strażnikiem rodzinnej historii.
Część rodziny, jak np. Richard Ehrentraut, wyjechała do Stanów Zjednoczonych i ich potomkowie żyją tam do dziś. Niestety przez wojnę i lata komunizmu kontakt z nimi się urwał, chociaż pisywali listy jeszcze w latach 80. XX wieku. Próbowałem ich odnaleźć lecz bezskutecznie. W ten sposób, prawdopodobnie, za Oceanem pamięć o niemieckich osadnikach z Moszczenicy zaginęła.
Zawsze odkąd pamiętam odwiedzaliśmy na pierwszego listopada cmentarz w Jarostach. Kiedy mój tatuś Leszek Heinzel był jeszcze radnym w gminie Moszczenica zlecił prywatnie sprzątanie cmentarza i wycięcie drzew, które porastały cmentarz. Wiem z przekazu ustnego, że pierwotnie mieściła się tam pergola przystrojona żywymi kwiatami oraz ogrodzenie. Miejsca, gdzie spoczywa August Braun oraz rodzice żony Augusta - Juliusz i Therese Ehrentraut znam również z przekazu ustnego. Ciekawostką jest, że imion oraz dat narodzin oraz śmierci dziadków Ehrentrautów nie znałem. Udało się to ustalić dopiero po badaniach w archiwach. Gdy dorastałem, miałem coraz większe wyrzuty sumienia, że cmentarz, na którym leżą moi przodkowie niszczeje. W ubiegłym roku (2022r.) podjąłem decyzję o objęciu cmentarza opieką. Wyciąłem z żoną, moim rodzeństwem (Leszkiem, Frankiem i Alą) oraz naszą babcią wszystkie drzewka i krzewy porastające groby. Oczyściliśmy nagrobki z porastających je roślin po zachodniej stronie cmentarza. Wschodnia wymaga jeszcze oczyszczenia. W miejscach gdzie spoczywają moi dziadkowie wbetonowałem płyty przygotowywane własnoręcznie razem ze zdjęciami Augusta i Juliusza. Ciekawostką jest, że o ile zdjęcia Augusta mieliśmy w swoich rodzinnych zbiorach, to zdjęcia Juliusza już nie. Odkryłem je przypadkiem w biuletynie towarzystwa pabianickich śpiewaków! W tamtym czasie w Pabianicach żył tylko jeden Juliusz Ehrentraut, który był majstrem i pracował w zakładach Endera. Jest to najstarsze zdjęcie mojego przodka jakie mam, bo to zdjęcia mojego praprapradziadka! Niesamowite znalezisko, które było rodzinnym wydarzeniem. Zdjęcia zamówiłem wypalone na porcelanie, a następnie przykleiłem do tablic grobowych. Teraz ilekroć odwiedzam cmentarz, patrzę na ich twarze. Wiem, że na tym cmentarzu spoczywają też niejacy ,,Lirsz i Krync", którzy uratowali pewnego Jagodzińskiego przed wywiezieniem do Niemiec. Przed śmiercią Pan Jagodziński zostawił tam kartkę ze zniczem i podpisem: „Tu spoczywa Lirsz i Krync”. Pochowani tam są i inni Ehrentrautowie od brata Juliusza – Karola. Lecz gdzie i kto? Niestety nie wiem. Przyjeżdżam tam kiedy tylko mogę i palę znicze. Jestem teraz spokojniejszy o to miejsce, które bardzo dużo dla mnie znaczy. Pragnąłbym mieć plan bądź zdjęcie starego cmentarza, byłaby wówczas możliwość przywrócenia go do dawnej świetności.
W planach mam jeszcze postawienie tam krzyża drewnianego oraz betonowej tablicy informacyjnej o treści: „Cmentarz ewangelicki, zachowaj cześć i pamięć tego miejsca”.
Czy wszyscy rozumieją moje postępowanie? Mam wrażenie, że jest różnie. Przez krzywdy, jakie Niemcy w czasie wojny wyrządzili okolicznej ludności, dostało się nawet cmentarzowi. Braunowie w przeciwieństwie do Heinzlów podpisali Volkslistę. Dziś trudno oceniać tę decyzję. Być może pomogła ona Marcie Braun uchronić przed rozstrzelaniem mieszkańców Gajkowic, bo jako Niemka wstawiła się za nimi. Wiem też, że Marta chowała u siebie w domu Żydów. A jednak po wojnie jej córka, a moja prababcia, Irena Heinzel bała się chodzić na cmentarz i robiła to w tajemnicy. Heinzlowie też nie mieli łatwo, chociaż z zupełnie innych względów. Leszek Heinzel (Leszek Heinzel - brat Mieczysława, był chrzestnym mojego dziadka, w rodzinie jest tradycja nadawania imienia Leszek ku jego pamięci, ja noszę go jako drugie imię) zginął w Katyniu, a Juliusz Heinzel (kolejny brat Mieczysława) walczył w AK i działał w podziemiu antykomunistycznym. Nie dość, że z pochodzenia Niemcy, to dodatkowo antykomuniści, wrogowie Związku Radzieckiego. Gorszego połączenia dla „ludowych” władz nie dało się chyba wymyślić. Kiedy więc moi krewni obawiali się o swój los, cmentarz marniał w oczach. Płyty nagrobne okoliczni rolnicy powyrywali i wykorzystali na podjazdy pod traktory. To, co zostało, to marne resztki tego, co cmentarz sobą reprezentował. Ewangelicy mieli zwyczaj bogatego pochówku, dlatego groby są rozkopane i ograbione przez hieny cmentarne. Mam wrażenie, że niektórzy ludzie chcieliby zapomnieć o tym miejscu, które jest w pewnym sensie dla nich problemem. Jakim? Jego obecny stan przypomina im o dawnych grzechach. Spotykam się też oczywiście z pozytywnymi reakcjami, które pokrzepiają. Jaki cel mi przyświeca? Zależy mi na godnym upamiętnieniu moich przodków, którzy pomarli w większości przed wojną lub w czasie jej trwania i byli członkami społeczności, która potem szukała na ich grobach odwetu. Czemu dawno zmarli ludzie mają ponosić odpowiedzialność za nie swoje czyny?
Braunowie ostatnio stali się obiektem zainteresowania wśród okolicznych pasjonatów historii Moszczenicy. Nie chciałbym, aby moja kochana rodzina stała się atrakcją historyczną, miejscem na szlaku turystycznym do odhaczenia podczas wycieczki. Może nie dla wszystkich, lecz dla mnie to takie uczucie, jakby ktoś przychodził do domu obejrzeć, jak mieszkam. Czuję się spadkobiercą dziedzictwa, jakie pozostawiła po sobie moja prababcia, Irena Heinzel z domu Braun. Chciałbym mieć monopol na jej historię i czuwać, by nikt nie pisał jej życiorysu po swojemu.
Losy Braunów, Ehrentrautów i Heinzlów, których bardzo kocham, przypominają mi trochę historię z filmu „Kamerdyner”, który dobrze pokazuje temat niemieckości w polskości, tzw. Rubelpatriotów, jak mawiali o spolonizowanych Niemcach mieszkańcy Cesarskich Niemiec.
Kwiecień - maj 2023
Maciej Heinzel